Po dzisiejszym konkursie uśmiech ani na chwilę nie opuszczał twarzy Kamila Stocha. Polak stanął na najwyższym stopniu podium mistrzostw świata i potwierdził, że należy do ścisłej światowej czołówki...
- Dzisiaj miałem super dzień, super bawiłem się na skoczni - mówi świeżo upieczony mistrz świata. - To były moje skoki! To jest spełnienie marzeń. Zaprowadziły mnie tutaj godziny treningów, te wszystkie porażki. To uczucie spełnienia jest niesamowite! - cieszy się Stoch.
- Wiedziałem, że dzisiaj jestem w dobrej formie - opowiada Polak o swoich odczuciach. - Wszystkie moje skoki były fajne. Trzeba było tylko skoczyć normalnie.
Po pierwszej serii Stoch prowadził z wyraźną przewagą nad drugim Peterem Prevcem. Trzeci, z nieco większą stratą, był Anders Jacobsen. I chociaż nasz zawodnik w drugiej rundzie skoczył bardzo daleko, w zwycięstwo uwierzył, gdy zobaczył cyfrę "1" przy swoim nazwisku.
- Wiedziałem, że skok był super, natomiast nie wiedziałem, jakie da miejsce. Słyszałem, że Anders i Peter skaczą naprawdę daleko - nie wiedziałem, jak daleko, z jakich belek. Skoczyłem i czekałem, co się wydarzy.
Złoty medal mistrzostw świata jest tym bardziej cenny po trudnym konkursie na skoczni normalnej. W sobotę Polak był drugi na półmetku rywalizacji, aby po drugiej serii wypaść poza strefę medalową. Dzisiaj było już zupełnie inaczej, ale i nastawienie było inne:
- Powiem szczerze, że na średniej skoczni bardziej się denerwowałem. Tutaj trzymałem wszystko w ryzach, wiedziałem co mam zrobić i tylko o tym myślałem.
Oczywiście w takiej chwili nie mogło zabraknąć podziękowań:
- Dziękuję wszystkim, którzy mi pomogli, zwłaszcza mojej żonie, która tu przyjechała. Dziękuję za wsparcie, jakie mi okazaliście w trudnych chwilach. Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali - począwszy od najbliższych po każdego kibica.
Na szczególną uwagę zasługuje rada, jakiej kilkanaście lat temu udzielił mistrzowi ojciec:
- Pamiętam, jak mój tata kilkanaście lat temu powiedział mi, że trzeba sto razy przegrać, aby raz wygrać. Dzięki, Tato! Nauczyłem się!
Wspomniany pan Bronisław Stoch - czemu nie należy się dziwić - również jest bardzo podekscytowany:
- Jeszcze nie zdążyłem dojść do siebie, kosztowało mnie to strasznie dużo nerwów i pewnie trochę czasu minie, nim to zejdzie.
- Kamil zasłużył na to latami ciężkiej pracy - mówi ojciec skoczka. - Dziękujemy wszystkim, którzy wierzyli w ten sukces i wspierali Kamila.
Pan Bronisław, z zawodu psycholog, przeanalizował również wydarzenia ostatnich dni i to, jak wpłynęły na nastawienie Kamila przed dzisiejszymi zawodami:
- W poprzednim konkursie Kamil atakował pierwsze miejsce i dlatego przeciążył swoją psychikę. Poza tym oczekiwania były ogromne po nieudanym biegu Justyny i nieudanym skoku Kubackiego. Dzisiaj też była presja, ale Kamil miał za sobą bardzo ciężką lekcję. To pomogło jemu, ale także nam wszystkim.
W sobotę czeka nas konkurs drużynowy, dla skoczków to ostatnia konkurencja mistrzostw świata. Później nasza ekipa triumfalnie wróci do Polski. Jak zostanie przyjęty przez rodzinę aktualny mistrz świata na dużej skoczni?
- Powitanie będzie bardzo serdeczne, ale bez pompy - zakończył ojciec skoczka.