Zwycięstwem w Zakopanem Kamil Stoch pokazał, że po kontuzji potrafi dość szybko wrócić do wysokiej dyspozycji. Na drodze do mistrzostw świata w Falun Polak zamierza jeszcze poprawić swoją formę...
- Trudno zdefiniować, czy mam formę na wygrywanie - mówił Stoch po zwycięstwie na Wielkiej Krokwi. - Wygrałem te zawody, ale skakałem u siebie, byłem niesiony przez tysiące kibiców, od których dostałem wiele pozytywnej energii. Czeka mnie jeszcze sporo pracy, aby poprawić i utrzymać na wysokim poziomie moje skoki - stwierdził.
Od powrotu na skocznię po kontuzji i operacji do pierwszego w tym sezonie zwycięstwa minęło 25 dni. Z kolei do pierwszego konkursu mistrzostw świata w Falun pozostał dokładnie miesiąc. Czy ten czas wystarczy, by przygotować najwyższą formę?
- Nie można mówić o tygodniach, dniach czy skokach. Czasami to wynika samo z siebie. Przyjeżdżając z Wisły do Zakopanego nie wiedziałem, w jakiej będę tu dyspozycji. Tam oddałem jeden naprawdę bardzo dobry skok. Tutaj postawiłem sobie cel zadaniowy - zrealizowałem go, przez kolejne dwa skoki go utrzymałem, założyłem sobie jeszcze jeden - i przez te dni bazowałem na tych dwóch elementach. To pokazało mi, żeby nie próbować nic na siłę, nie próbować robić wszystkiego na raz, tylko po kolei poprawiać poszczególne elementy - tłumaczył Polak. - Chcę ustabilizować to, co osiągnąłem tutaj - oddawać skoki, z których będę czerpał satysfakcję. Nic na siłę. Na razie jest OK. Później, na podstawie tego, co wypracuję, będę dokładać kolejną cegiełkę.
Stoch podkreśla, że zwycięstwo w Zakopanem nie czyni go nagle najlepszym skoczkiem - sytuacja w tej dyscyplinie potrafi bowiem szybko się zmieniać:
- Trudno powiedzieć, czy takie skoki dałyby mi wygraną czy nawet miejsce na podium w kolejnych konkursach. Każdy konkurs jest inny, rządzą nim inne prawa, są inne warunki. Każdy zawodnik może mieć lepszy dzień - i wtedy może być nie do pokonania - zaznaczył.
Wśród zawodników, których będzie chciał pokonać Stoch podczas mistrzowskich konkursów w Falun, z pewnością będą gwiazdy pierwszej części sezonu - m.in. Stefan Kraft, Michael Hayboeck, Severin Freund, Peter Prevc czy Roman Koudelka:
- Od początku sezonu ta piątka skacze bardzo dobrze. Gdy nie mogłem startować, śledziłem wyniki zawodów w telewizji. Muszę powiedzieć, że jestem pod wielkim wrażeniem Stefana Krafta, Michaela Hayboecka czy Severina Freunda, którzy od początku utrzymają bardzo wysoki poziom. Podczas konkursu w Zakopanem poprzeczka była zawieszona bardzo wysoko - aby wygrać, trzeba było oddać dwa niesamowite skoki. Na szczęście to ja żem zrobił! - cieszył się podwójny mistrz olimpijski z Soczi.
Dobrze w grudniu i na początku stycznia spisywał się także Simon Ammann, który teraz ma przymusową pauzę spowodowaną upadkiem w Bischofshofen. Stoch doskonale wie, co czuje Szwajcar...
- Simon Ammann siedzi w domu - współczuję mu. Wiem, jakie katusze przeżywa - oczywiście nie chodzi o siedzenie z żoną czy rodziną. Każdy z nas poświęca mnóstwo czasu i energii, żeby jak najlepiej przygotować się do sezonu - a gdy nie może startować, to boli. Życzę mu jak najlepiej - mam nadzieję, że wkrótce wróci do skakania na wysokim poziomie - powiedział.
Czy, zdaniem Stocha, kontuzja może przeszkodzić Ammannowi w przygotowaniach do MŚ? I czy można odnaleźć podobieństwo pomiędzy kontuzją Szwajcara przed igrzyskami w Salt Lake City a urazem Polaka?
- Przed Salt Lake City Ammann miał trochę gorszy uraz ode mnie, choć czas leczenia był podobny. Nie można tego porównać - każdy zawodnik jest inny, każdy ma inny proces przygotowań do zawodów, inny proces rozwoju - podkreślił.
W tym roku większość ekip wysyła mocne składy na zawody Pucharu Świata w Japonii. Nie inaczej jest w przypadku polskiej drużyny - co Stoch przyjął z aprobatą:
- Bardzo dobrze, że jadę do Sapporo. Koniec obijania się! - zażartował Polak, którego prawdopodobnie zabraknie za to w Vikersund: - Nie chcę mówić, czy chciałbym pojechać do Vikersund, czy zostać na treningach w kraju. Wszystko wyjdzie przy okazji. Nie wiem, jakie plany ma trener odnośnie naszego przygotowania. Wstępnie rozmawialiśmy, że najlepiej by było odpuścić loty w Vikersund i skupić się na treningach, poskakać na mniejszym obiekcie. Wiadomo - w Vikersund jest skocznia mamucia, na razie największa na świecie. Pierwszy konkurs mistrzostw świata jest na obiekcie normalnym, a przestawienie się z dużych prędkości i dużego oporu powietrza na skocznię, gdzie prędkości i opór powietrza są dużo niższe, czasami jest długotrwałe. Chyba nie ma sensu ryzykować - objaśnił.
Po zawodach w Polsce teraz to mistrzostwa świata są najważniejszym celem dla Polaka - bo Puchar Świata jest już poza zasięgiem...
- Nie muszę się szarpać. Zwycięstwo czy nawet podium klasyfikacji generalnej Pucharu Świata jest już bardzo trudne do zrealizowania. Bardziej zależy mi na tym, aby dobrze przygotować się do mistrzostw świata i zrobić, co się da w drugiej części sezonu. Opuściłem 1/3 zimy - to bardzo dużo. Nie ma potrzeby robić sobie nadziei. Poziom jest naprawdę wysoki - aby móc dogonić czołówkę, musiałbym wygrywać wszystko po kolei albo nie schodzić z podium, a reszta musiałaby być poza dziesiątką... - zarysował raczej niemożliwy do spełnienia plan...