Skoki narciarskie to dyscyplina, która ma pewne ograniczenia. Nie tylko drogi sprzęt stoi na przeszkodzie. Problemem może być także miejsce zamieszkania. Co jeśli chciałbyś uprawiać skoki, ale mieszkasz daleko od skoczni? A co jeśli mieszkasz na Pomorzu?
Otóż są ludzie, którzy radzą sobie z tym problemem! Tomek Karolak mieszka w Czelinie, wsi położonej w województwie zachodniopomorskim przy polsko-niemieckiej granicy. Na co dzień przebywa w Szczecinie, a mimo tego uprawia... skoki narciarskie.
Swoją przygodę ze skokami Tomek rozpoczął 6 lat temu. Wtedy w jego klubie "Zieloni Zielin" została założona sekcja narciarska. Sam klub powstał w 1995 roku i trenował młodych piłkarzy. Wszystko zmieniło się w styczniu 2002 roku, kiedy do Zielina przyjechali działacze reaktywowanego niemieckiego klubu WSV 1923 z Bad Freienwalde. Niemcy złożyli nietypową propozycję – zapytali, czy nastolatki z Polski nie chcieliby poskakać na nartach. Prezes Zielonych szybko przystał na polsko-niemiecką współpracę i w tym samym roku wystartowano z treningami. Tak powstał pierwszy i jedyny polski klub, w którym młodzież ma szansę spróbować swoich sił w skokach, nie mieszkając górach. Klub Zieloni Zielin i jego zawodnicy – skoczkowie z Pomorza – to fenomen na skalę kraju!
Zapraszamy do wywiadu z Tomkiem Karolakiem, który ukazał się na łamach portalu KibicPolski.pl
Tomek, skąd ten pomysł, skąd sekcja? Jak to się stało, że klub na Pomorzu trenuje skoczków narciarskich?
Tomek Karolak: Nasz klub powstał w 1995 roku. Na początku była tylko sekcja piłki nożnej i lekkiej atletyki. Sekcja piłkarska osiągała sukcesy na arenie międzynarodowej i tak klub nawiązał kontakty z działaczami z Niemiec. Pewnego dnia w styczniu, przyjechało do nas do szkoły dwóch Niemców, w tym prezes klubu WSV 1923. Akurat zbliżały się dni sportu w Bad Freienwalde. Powiedzieli, że szukają chętnych do sekcji skoków narciarskich. Na początku pomyśleliśmy, że to jakiś konkurs w grę komputerową. Myśleliśmy, że to po prostu jakiś żart. Skoki na Pomorzu? To każdego dziwi. Ale trenerzy nie dawali za wygraną i nas zachęcali. Nie wierzycie, to przyjedźcie – mówili. Mieli wtedy skocznie 10- i 20-metrową, w planach były większe obiekty. Pojechaliśmy, zobaczyliśmy i... przekonaliśmy się do tego.
Ile osób liczy sekcja?
Obecnie pięć osób, ale był okres, kiedy skakało nas dziesięciu, jedenastu. Jest dość duża rotacja – ludzie się zapisują, potem rezygnują... Ale pięcioosobowa kadra utrzymuje się stale. Trzeba mieć w sobie dużo samozaparcia. Po prostu trzeba chcieć. Po niemieckiej stronie skoczków jest znacznie więcej. Dla WSV 1923 skacze około 25 chłopaków.
Jak wyglądały Twoje początki?
Na początku były zjazdy spod progu, żeby się oswoić ze skocznią. Później stopniowo zaczęliśmy skakać – na początku oczywiście z małych obiektów, najpierw K10, później K20. Później nasza sekcja miała rok przerwy, ponieważ trwała budowa nowej skoczni – K40. Na niej trenowaliśmy przez dwa lata. Przez ostatni roku znowu mieliśmy przerwę w treningach, przygotowywaliśmy się jedynie „na sucho” – rozruch, bieganie, ćwiczenie wyskoku, ponieważ w Bad Freienwalde budują nową skocznię, już dużo większą, K66. Podczas ostatniego weekendu udało mi się wejść na wieżę skoczni i obiekt robi duże wrażenie… stałem na wysokości czwartego piętra!
W jakich zawodach startujecie?
Głównie w regionalnych, np. w Mistrzostwach Brandenburgii rozgrywanych właśnie w Bad Freienwalde. Ale także w Lotos Cup, czy w Turnieju Trzech Skoczni. Nie mamy jednak żadnej regularnej ligi, ani też nie skaczemy w którejś z lig górskich, ponieważ nie pozwalają na to odległości – co dwa tygodnie musielibyśmy pokonywać ponad 600 kilometrów w jedną stronę…
Jak przyjeżdżacie na zawody w góry, to nie śmieją się z Was?
Może na początku, troszeczkę sobie z nas żartowali. Ale teraz, kiedy już się znamy, nic takiego nie występuje. Śmieszna sytuacja była kiedy po raz pierwszy pojechaliśmy na zawody. Słysząc nazwę naszego klubu – Zieloni Zielin – wszyscy myśleli, że jesteśmy z Zielonej Góry… Ale teraz to już normalne, że w konkursie rywalizują skoczkowie z Pomorza.
Czy są w Polsce, wykluczając oczywiście tereny górskie, jakieś inne kluby, które mają sekcję narciarską?
Z tego co wiem, to nie. Jesteśmy jedynym takim klubem w Polsce, także Zieloni Zielin to ewenement na skalę krajową (śmiech). Słyszałem o jednym chłopaku, który także nie jest z gór, ale trenował indywidualnie, pokazał się podczas zawodów i przyjęli go do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. A do Szczyrku ma 400 kilometrów…
Jak reagują ludzie, kiedy mówisz im, jaką dyscyplinę uprawiasz? Co zrobili koledzy z Twojej nowej klasy, kiedy dowiedzieli się, że jesteś… skoczkiem?
Oczywiście na początku jest wielkie zdziwienie – jak to, skoczek z Pomorza? Tak też było na początku z organizatorami różnych zawodów w Polsce. Lecz teraz już dzwonią do naszego klubu i zapraszają do udziału w konkursach. Ostatnio nawet dzwonili i pytali, dlaczego nas nie było. A znajomi z klasy? Kiedy im o tym powiedziałem, podczas wycieczki integracyjnej, byli zaskoczeni i nie dowierzali. Teraz to już dla nich normalka. Interesują się, pytają jak było na zawodach, na treningach.
Jak łączysz naukę w dobrej, renomowanej szkole z treningami w Niemczech?
Trenujemy tylko w weekendy. Koledzy z gór mają treningi 4-5 razy w tygodniu, my niestety nie możemy sobie na to pozwolić. Jeździmy tylko w soboty i to nie zawsze. Zdarza się, że warunki są złe - wieje za silny wiatr, lub pada deszcz – i w ogóle nie opłaca się jechać.
To wystarcza?
Nie, zdecydowanie nie. Chciałbym trenować znacznie więcej, ale nie ma do tego warunków. Na co dzień mieszkam przecież w Szczecinie, musiałbym pokonywać ponad 100 kilometrów, a to przecież niewykonalne. Chociaż kiedyś był chłopak, który chciał do nas dojeżdżać ze Szczecina, ale zrezygnował…
Twój życiowy rekord – ile skoczyłeś najdalej?
52 metry na skoczni K60, na obiekcie K40 około 42 metrów. Jednak okazja do poprawienia tego rezultatu będzie już niedługo, ponieważ w Bad Freienwalde budują skocznię K66, więc na pewno niedługo polecę dalej. W tej chwili nie ma gdzie trenować dłuższych skoków. Okazjonalnie uda nam się poskakać na skoczniach sześćdziesięciometrowych, np. w Wiśle czy w Zakopanem. Ale to zdecydowanie za rzadko.
Jakie jest Twoje największe osiągnięcie?
Podczas Turnieju Trzech Skoczni – Bad Freienwalde, Wisła, Harrachov – w 2003 roku byłem indywidualnie trzeci. Rywalizowaliśmy z młodymi zawodnikami z Czech, Niemiec i Polski.
więcej na www.kibicpolski.pl »
Rozmawiali: Michał Owsianowski, Bartek Semanycz i Jakub Zakrzewski. Zdjęcia: Tomek Karolak.