Tym razem plotki okazały się być prawdą. Kari Ylianttila i Jani Klinga zostali wybrani na nowych trenerów fińskiej kadry skoczków narciarskich.
Jak informowaliśmy kilka dni temu, zarówno Ylianttila, jak i Klinga byli najmocniejszymi kandydatami. Fakt, że nie było innych rywali, jedynie umocnił Fiński Związek Narciarski w przekonaniu, że będą oni wyborem zarówno koniecznym, jak i najlepszym. Tym, co na pewno przemawiało na ich korzyść, jest zapewne fakt, iż obaj pracowali już z kadrą fińską, dobrze znają sytuację tamtejszych skoków oraz problemy, z jakimi borykają się na co dzień zawodnicy i trenerzy.
Spodziewano się jednak, że bardziej doświadczony Ylianttila będzie trenerem kadry narodowej, a młodszy Klinga - trenerem kadry B. Związek zdecydował jednak się mianować trenerem kadry narodowej młodszego Klingę. Ylianttili przypadła natomiast w udziale posada "trenera dodatkowego", odpowiedzialnego za współpracę między różnymi klubowymi trenerami oraz planowanie rozwoju strategicznego dyscypliny i zawodników.
Dla Klingi, który do tej pory trenował japońskich kombinatorów norweskich oraz pomagał w treningach fińskich skoczków z kadry B, jest to niewątpliwy awans. Jeśli Fin dobrze pokieruje drużyną, może na dłużej zagościć na platformie trenerskiej zawodów Pucharu Świata.
- Jestem gotowy do objęcia tej posady. To wymaga dużo psychicznej siły, ale liczę, że podołam. Jestem w stanie skupić się na treningach, współpracować bliżej z trenerami klubowymi oraz z samymi zawodnikami. Myślę, że wniosę do fińskich skoków trochę świeżości, której ostatnio brakowało - powiedział podczas dzisiejszej konferencji prasowej nowy trener. - Wiem, że ze skokami w Finlandii nie jest najlepiej, że przyjdzie mi zmierzyć się z wieloma problemami. Ale kiedy się z nimi zmierzę, będę w stanie znaleźć rozwiązanie.
Przed Klingą dużo pracy - nie tylko kadra A jest w rozsypce, brakuje również zainteresowania skokami narciarskimi w ogóle, co przekłada się na brak kadry juniorskiej.
- Jedną z pierwszych rzeczy, na jakich chciałbym się skupić, będzie zmiana całego kalendarza zawodów rozgrywanych u nas, w Finlandii. Takie zawody pozwalają na rozwinięcie współpracy między trenerami, a teraz nie mamy ich prawie w ogóle. Kiedy współpraca między trenerami się zacieśni, wszyscy na tym skorzystają - wyjaśnił swoje plany Jani. - Chciałbym także położyć większy nacisk na treningi w klubach. Teraz będzie trzeba pracować naprawdę ciężko, żeby wyjść z dołka i zacząć osiągać rezultaty. Wydaje mi się, że w ostatnim czasie zbyt dużo uwagi zostało poświęconej na niuanse. To prawda, od nich zależy wysoka forma. Ale one są tym ostatecznym "szlifem", a treningi podstawowe zostały zaniedbane całkowicie. W takiej sytuacji szczegóły urastają do roli wielkich problemów. W Finlandii mieliśmy kiedyś doskonałe know-how w zakresie skoków. Teraz się pogubiliśmy, ale jeśli wszyscy się postaramy, to je odnajdziemy.
Również sytuacja finansowa fińskich skoków budzi wiele kontrowersji. Związek nie chce finansować dyscypliny, która nie przynosi wymiernych korzyści. Z drugiej strony bez pieniędzy nie da się zorganizować obozów treningowych, kupić dobrego sprzętu czy chociażby zapewnić dobrych współpracowników, co z kolei prowadzi do braku wyników. Koło się zamyka.
- Sytuacja nie jest najlepsza. Ale musimy wycisnąć, co się tylko da, z tego, co mamy. I może trochę pokombinować, żeby zdobyć więcej.
Jani wydaje się być jednak niezrażony przeciwnościami losu i przyszłość widzi raczej w jasnych kolorach.
- Jestem nastawiony pozytywnie. Mamy dobre podstawy, żeby ruszyć z tym wszystkim do przodu. Myślę, że uda mi się wdrożyć moją wizję, bo wiele rzeczy nie zależy tylko od pieniędzy, ale od chęci wprowadzania zmian i zaangażowania. Większość będzie zależała od zawodników i ich trenerów klubowych. To tam będzie wykonywana najcięższa praca. Moja rola polega na wspieraniu ich tak, żeby wyniki były możliwie najlepsze - dodał na zakończenie.